3 marca 2018 r., w pierwszą sobotę miesiąca, odeszła do Pana moja Mamusia - Irena Kaczorowska. Czas, który spędziłyśmy razem, był czasem danym nam od Boga do przygotowania się na spotkanie z Panem dla Mamusi, a dla mnie na przyjęcie sercem, że życie nasze nie kończy się tu na ziemi.
Trwając przy Mamusi w tym ostatnim dla niej etapie życia ziemskiego, mogłam docenić śmierć Jezusa, której doświadczył dla nas, by nas odkupić, ale także by nas przez nią przeprowadzić. To widzę dopiero teraz po śmierci Mamy, jak Pan Bóg przez całe życie prowadził ją za rękę właśnie do tego ostatniego momentu przejścia z życia do śmierci-procesu, któremu, jeśli się poddamy, to całe niebo jest z nami.
W 1982 r. Mama pojechała do Rzymu na beatyfikację ojca Maksymiliana Kolbe -na ten wyjazd wydała wszystkie swoje oszczędności, ale właśnie ta pielgrzymka była czasem rozpoczęcia otwierania się serca na Boga. Mamusia zaczęła codziennie chodzić na Mszę św., wstąpiła do działającej przy parafii Wspólnoty Krwi Chrystusa oraz do Apostolstwa Dobrej Śmierci. Rytm życia codziennego zaczęła wyznaczać modlitwa prowadzona przez Radio Maryja - 3 razy różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, a późniejszym okresie, kiedy nie mogła wychodzić z domu, Msza św. Kila lat przebywania w domu to czas oddawania Bogu wszystkiego, co ziemskie, a jednocześnie łaska oczyszczania pamięci ze wszystkiego co kiedyś wydawało się tak ważne.
Ostatni tydzień życia był czasem, w którym mogłam doświadczyć, że niebo zawsze dotrzymuje swoich obietnic. Do naszego domu przybył w relikwiach św. Maksymilian Kolbe, modliliśmy się w jego obecności i czuliśmy tę obecność. W pierwszy piątek miesiąca kapłan, który co miesiąc przychodził do Mamusi z Panem Jezusem odprawił Mszę św. w pokoju umierającej Mamy. A w pierwszą sobotę miesiąca, podczas odmawiania Koronki do Bożego Miłosierdzia, Mamusia odeszła do Pana.
Po śmierci Mamusi zdałam sobie sprawę, że w swoim życiu coraz bardziej ubogacała się w praktyki, które pomogły Jej w dobrym przygotowaniu się do śmierci: nosiła szkaplerz karmelitański i wypełniała związane z nim praktyki; należała do ADS - ta przynależność pomogła jej lepiej żyć oraz z wielkim spokojem i ufnością w Boże miłosierdzie kończyć swoje ziemskie życie; praktykowała nabożeństwa pierwszych piątków i pierwszych sobót miesiąca; od wielu lat odmawiała Koronkę do Bożego Miłosierdzia i wielkie obietnice Pana Jezusa związane z tą modlitwą wypełniły się w godzinie Jej śmierci.
Mnie, jako córce, bardzo pomogło wydana przez ADS broszurka pt. Metoda asystowania umierającymi, autorstwa ks. Jana Berthiera – Założyciela Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny. Po śmierci Mamy jeszcze raz uświadomiłam sobie, że to co się skończy, musi być podporządkowane temu, co będzie trwało wiecznie. Dlatego należy uczynić ze swojego życia przygotowanie, tzn. wszystko postawić na sprawy ostateczne, przyjąć serem wezwanie Chrystusa, by wszystko porzucić i pójść za Nim.